sobota, 14 września 2013

Eksperyment?

"Niech żyje wolność, wolność i swoboda" to właśnie o 8:00 rano w sobotę dochodziło z remontowanej kuchni.Pan majster z  radością pogwizdywał i nucił tę znaną klasykę gładząc ściany. Za oknem pogoda beznadziejna, praca od rana a jednak humor dopisuje. To jest dobry pomysł,żeby przestać zwalać winę za złe samopoczucie na brzydką pogodę, brak czasu lub inne pierdoły.
Ostatnie kilka dni i kilka następnych będzie w ciągłym biegu i lekkim poddenerwowaniu (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu) dlatego korzystając z kilku godzin wolnego postanowiłam zrobić coś dla siebie. Najpierw pyszne śniadanko a potem coś słodkiego (ci co mnie znają wiedzą ,że bez dzień bez słodkiego to dzień stracony)ale żeby było zdrowo zestaw musli czekoladowe+ danone biszkoptowy :)
Kolejna rzecz to paznokcie, jak na prawdziwą damę przystało + makijaż.



Ostatnio nie mam czasu za bardzo na czytanie książek dlatego w drodze do pracy czytam w komórce 3 tom sagi Pieśni Lodu i Ognia Nawałnica Mieczy a wieczorem przed spaniem kilak stron Lekcje Madame Chic. Książka LMC to po części opis pół roku spędzonego prze bohaterkę na wymianie studenckiej i mieszkaniu u typowej francuskiej rodziny a po części poradnik na temat francuskiego szyku i życia. Początek mnie zniechęcił gdyż książka zaczyna się od jedzenia, nie jest podana konkretna dieta ale nawyki jakie powinnyśmy w sobie wyrobić,żeby jedząc chudnąć. Za to byłam pełna podziwu kiedy przeczytałam o garderobie kapsułkowej. Nie chodzi o kształt kapsułki lecz o to,że typowa francuska ma w swojej szafie kilka dobrej jakości rzeczy, które pasują do siebie w wielu kombinacjach i chodzi tylko w nich. Taka garderoba może składać się np z 10 rzeczy (całe szczęście nie wlicza się w to kurtek, ubrań eleganckich,biżuterii,butów,torebek,marynarek, basic'ów czyli t-shirtów i podkoszulków) które można dowolnie łączyć (zmieniane są one oczywiście w zależności od sezonu). Zastanawiam się czy nie zrobić u siebie takiego eksperymentu.
Autorka radzi na początku pozbyć się rzeczy:
- w których w ogóle nie chodzimy od 2 lat,
- rzeczy w których źle wyglądamy ale żal nam wyrzucić,
- rzeczy które przez sentyment trzymamy choć nie nosimy.
Resztę ograniczyć np do 15 sztuk, ale pozostałą część, której się nie pozbywamy ukryć w miejscu awaryjnym poza szafą,żeby w razie kryzysu do nich sięgnąć. Jeżeli topy i biżuteria nie wchodzą w listę 15 rzeczy i nie będę do listy wliczać ubrań w których będę chodzić do pracy (zaliczają się do eleganckich) to myślę,że to by był dobry eksperyment.
Zalety:
Po pierwsze ile pieniędzy zaoszczędzę na tym,że nie będę kupować "bo za dyszkę żal nie brać" skoro mam swoją magiczną 15tkę (no może 20tkę,zobaczymy jak mi pójdzie).
Po drugie jaki będę miała piękny porządek w szafie, wszystko będzie widać i nie będę spędzać dodatkowych 10 minut na szukaniu "tej" bluzki.
Następny plus to mogę zorganizować małą wyprzedaż i oddać za symbolicznego piątaka ubrania,których będę chciała się pozbyć, to też dobry czas na kawę z koleżankami i ploty :)
Jeszcze jeden plus to taki,że za zaoszczędzone pieniądze mogę sobie kupić ubrania naprawdę dobrej jakości, lepiej przecież kupić droższy porządny sweter niż 3 tańsze, średniej jakości ,które rozciągną się po pierwszym sezonie.

Póki co zabieram się za malowanie paznokci w myślach przeglądając już moją szafę, słysząc Golden Hits nucone przez majstra z kuchni i śmigam do pracy!


Brak komentarzy: